18 stycznia 2013

Sześćdziesiąt trzy

Oczami Rossalie
Czas wol­nym zwa­ny, tym oto się cechu­je, że prędko upływa i zaz­wyczaj go brakuje. Dzisiaj mamy dzień wolnego. Razem z Arweną pochłonęłyśmy się całkowicie w szał zakupów. Muszę przyznać, że nowa kolekcja jaką wydał dom mody Etro. Ile mi tutaj pozostało ? Trzy tygodnie. Dwadzieścia jeden dni i wracam do Londynu, ale to nie oznacza spotkania z Harrym. One Direction wyjeżdża w krótką, pięciotygodniową trasę po Europie, czyli jak dobrze obliczam po czternastu dniach od mojego powrotu wrócą oni. Harreh obiecał mi, że przed swoim wyjazdem odwiedzi mnie. No ale chyba to nie wypali, bo po jutrze powinien siedzieć w tour busie. Zmęczona tym nieustannym kalkulowaniem poszłam przymierzać kolejną parę butów. Nie sądziłam, że Arwena okaże się być taką bliską mi dziewczyną. Jak się okazało, gdzieś daleko w naszych korzeniach można dostrzec ślady pokrewieństwa, ale stopnia nie umiemy do teraz określić. Bardzo to pogmatwane. Wujek cioci Angeli, która znała się z Johnem, synem Philippa kuzyna, stryjka Daniela, który jak się okazało spotykał się z ciocią Angelą kiedy ona jeszcze nie związała się z Davidem, którego babcią jest Elena, żona Fitzpatricka dziadka Kevina, który jest ojcem Arweny. Pattie i Charlotte często nawiązywały z nami rozmowy na skypie. A właśnie. Charr. Na czas trasy wprowadziła się do nas, w ramach towarzystwa dla Patrishii.
- Ej Rose, myślisz że w tych spodniach wyglądam grubo ?- wyszła z przymierzalni i zaczęła prężyć mi się przed nosem. Grubo ? Dobre mi halo. Się uśmiałam.
- Żartujesz ? Musisz je wziąć !- zapewniłam z ręką na sercu, co jak co ale blondynka w tych połyskujących rurkach wyglądała niesamowicie. Śliski materiał eksponował jej długie, zgrabne nogi i uwydatniał pośladki. Przybiłam facepalma i zaśmiałam się. Posłała mi jakieś bliżej nieokreślone spojrzenie a'la wtf i z powrotem poszła się przebierać w swój stary strój, który kupiłyśmy dwa dni temu. Zakupoholizm ? Nie no skądże, wydaje się wam. Obładowane siatami kierowałyśmy się w stronę hotelu w którym przyszło nam się zatrzymać. Wra­cając zauważyłam człowieka bez­domne­go.Gdy obok przechodziłam uśmie­chnęłam się do niego. Spy­tał czy mam choć kromkę chle­ba.Nie miałam.Poszłam do skle­pu ku­piłam chleb,masło.Wróciłam i dałam mu to co ku­piłam. Spojrzał na mnie zdzi­wiony. Po­wie­dział,że nikt w ten sposób nie ro­bi. Nie potrafiłam obojętnie przejść obok te­go człowieka. Mo­ze ofiaro­wałam mu je­den dzień życia,roz­jaśniłam i tak po­nure życie.Może choć na mo­ment odzys­kał wiarę..Naj­większa ra­dością było pat­rze­nie jak ze sma­kiem za­jada chleb,a ok­ruszka­mi dzieli się z pta­kami które zleciały się. W małych rzeczach wielki sens. Wzruszona Arwena popłakiwała cichutko, zastanawiałam się co mogę więcej zrobić dla tego człowieka. Zabrałyśmy tego pana do pobliskiej restauracji, kiedy jadł swój posiłek opo­wiadał różne his­to­ryj­ki. O tym, jak kot wlazł na drze­wo i przy­była straż pożar­na, bo nie mógł zes­koczyć. O tym, jak to jego była sąsiad­ka ta od burmistrza, te­go co się żenić będzie la­tem, zaszła w ciążę z ka­wale­rem, który niedaw­no do Ame­ryki pojechał. O tym, jak na jed­nej z ulic zo­baczył przys­tojne­go mężczyznę, który niósł w dłoni małe szcze­nię i za­pytał właści­ciela z po­wagą, czy to suk jest czy su­ka. Promienisty uśmiech na twarzy tego człowieka to najlepszy prezent dla mnie.Po­kochaj małe, błahe rzeczy- a będziesz dob­rym człowiekiem. Sympatyczny jak się okazało Walijczyk, który przez interesy stracił cały majątek choć na chwilę mógł zapomnieć o przytłaczających go problemach świata rzeczywistego. Niegdyś, człowiek chodzący portfel, czołowe miejsce w rankingach gospodarki, jeden mały przekręt i wszystko zniszczone. Dorobek życia, rodzina i Joseph Andres wylądował na bruku.
- Jak ja się wam odpłacę, ten obiad musiał kosztować majątek - chwycił się za głowę
- Spokojnie, to żaden problem. Smakowało ? - zagadnęła towarzysko Arr. Mężczyzna pomasował się z uśmiechem po brzuchu.
- Jak się droga dziecinko nazywasz ? - spytał się mnie
- Ja jestem Rossalie Hamilton a to moja koleżanka Arwena Brians.
- Człowiek szczęśli­wy jest wte­dy gdy cie­szy się z małych i po­zor­nie nie ważnych rzeczy. Niech Bóg wam błogosławi, dziękuję. - lekko posiwiały Joseph pomachał nam na pożegnanie i pokuśtykał w swoją stronę. Długo po tym jeszcze milczałyśmy. Dzisiejszy dzień to była spora lekcja życiowa, lekcja na pozór prosta, lekcja o życiu w wielkim mieście małych ludzi. Życie to kręta droga przez met­ro­polie absurdów, la­sy egoizmu, po­la smutku, po pus­ty­nie głupoty. A miłość jest tes­tem na przewodnika.
- Wow - wydusiła ledwo z siebie koleżanka. - Rose, mogę cię przytulić ? - w jej oczach stanęły łzy, zdziwiona spojrzałam w jej stronę. Skinęłam lekko głową w dalszym ciągu interpretując przyczynę jej łez. Objęła mnie mocno wtulając się we mnie, kładąc ów wcześniej siatki na chodniku.
- Rose, to było piękne.-łkała- To co zrobiłaś dla tego człowieka, ja przeszłabym nie zauważając go nawet.  A ty okazałaś mu serce, pomogłaś. Jeśli pójdziesz na prezydenta, to mój głos już masz- zaśmiała się przez łzy klepiąc mnie po plecach. Dalej w zadumie ruszyłyśmy prosto do hotelu. Później już tylko winda, dwunaste pięto, pokój 369. Zmęczona całym dniem rzuciłam torby na łóżko. Zdjęłam koturny, od których już drętwiały mi nogi. Kubek kakao i dobra książka.
- Idę do łazienki Ar !- krzyknęłam i zaszyłam się w łazienkowym zaciszu.Wie­czor­na po­ra, siedzę nad kubkiem ka­kao, myślę o niczym cza­sem tyl­ko o Hazzie, mniej więcej 60 ra­zy na mi­nutę, siedząc w wan­nie spo­wiadam się ze swoich myśli. Usłyszałam donośne kroki i hałas w głębi apartamentu.
- Arwena to ty ? Wszystko okej ? - krzyknęłam donośnie
- Tak tak, potknęłam się znowu o ten durny stolik- Hm no w sumie to możliwe, odpuściłam.Uwiel­biam dźwięk życia wy­doby­wający się z mo­jej pier­si, kiedy za­nurzam głowę pod wodę. Taf­la spo­koj­nej wo­dy tworzy ba­rierę ze światem, a ja jes­tem "na zewnątrz". Po chwi­li nie is­tnienia wy­nurzam głowę i znów dochodzą mnie odgłosy codzien­ności. Gdy­by móc tak dłużej...ale wte­dy zaz­wyczaj wo­da styg­nie, czas wychodzić z wanny. Powoli wody ubywa, przewiązuję ciało ręcznikiem i udaję się w stronę swojego pokoju. Jak teraz opisać moje emocje. Porażona prądem, a może świadkowa zjawisk paranormalnych, duch ?
- Co ty tu kurwa robisz ? - wydukałam wpadając w JEGO ramiona.
*********
No i jak ? Zrobiłam Wam niespodziankę ? 
A teraz spróbujcie mi nie komentować, to foszek mordoszek :c

*********
Takiego obrotu sprawy to się chyba nikt nie spodziewał. 
Podobał się rozdzialik ? 
*********
 Na Waszą prośbę wstawiam się. *o*
 
 
  

8 komentarzy:

  1. W KOGO ONA RAMIONA SPADŁA , JA SIĘ PYTAM KOGO . ROZDZIAŁ ZAJEBISTY. A TY MASZ PIĘKNĄ MORDCIE . ONOMONMNONMNOM SŁOOODKO . Czekam na następny rozdział . DZIĘKUJE . Wchodzę codziennie i patrze czy jest nowy rozdział . A jak jest to uśmiech z twarzy nie schodzi .

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajbisty rozdział, opowiadanie, Blog i twe zdjęcie <333 Nie moge doczekać się następnej części :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział czekam na następny xD

    OdpowiedzUsuń
  4. A i jeszcze jedno jesteś ładna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham cię i twojego bloga normalnie nie wiem skąd ty czerpiesz te wszystkie pomysły, ale mniejsza z tym <3

    OdpowiedzUsuń
  6. hehehehehe fajna twarz ,33 rozdzialik też niczego sobie tylko ubolewam nad tym, ze tak krótko :[ i Rose sie naprawdę pięknie zachowała *_*

    OdpowiedzUsuń